Leżałam na łóżku wsłuchując się odgłosy budzącego się świata. Lubiłam tą porę. Tajemnicza cisza, a potem rodzi się coś pięknego. Dumne słońce wyłania się zza horyzontu niosąc ze sobą wszystko inne. To ono właśnie jest panem. Wymierza czas i nakazuje. Bez niego nic nie ma prawa się narodzić.
A wśród tego chaosu ja. Ja, maleńka ja przy całym tym ogromie. Właśnie to mi się podobało. Świadomość, że nie jestem kimś znacznym, że mogę popełniać błędy.
Rozejrzałam się po dormitorium. Wszystkie dziewczyny spały. Do moich uszu dochodziły ich równomierne oddechy. Esmeralda Davies trzymając mugolską książkę. Czyta je tylko późną nocą, bo uznaje to za wielką hańbę dla pełnokrwistej czarownicy. Jakby nie wiedziała, że przede mną nic się nie ukryje. Z dalszego kąta przy oknie dostrzegłam niebieską czuprynkę Angeli Weaver. Jest metamorfomagiem. Wiele dziewcząt jej tego zazdrości, szczególnie Rose, która od kilku lat stara się pozbyć swojej rudości. Że też one wszystkie muszą być takie puste...
Nigdy nie rozumiałam tej potrzeby bycia pięknym. Uważałam, że życie nie toczy się tylko wokół ubrań i chłopaków. A gdzie inne wartości? Gdzie prawdziwa odwaga, inteligencja? Teraz bardzo ciężko spotkać takiego człowieka. Bo czy pusta lala, która chichocze z każdego wypowiedzianego słowa może kryć w sobie takie cechy? Gardziłam takimi ludźmi. Tak jak Ślizgonami. Nie, nie byłam stereotypowa, byłam przekonana, że każdy ze Slytherinu jest zepsuty i nadęty. Wystarczająco ich poznałam.
Tylko Mara się ze mną zgadzała. Tylko ona nie patrzyła na mnie jak na wariatkę. Tylko z nią potrafiłam rozmawiać godzinami, i tylko jej wyznawałam swoje myśli. Tylko ona była moją przyjaciółką...
Na Merlina, nie rozklejaj się teraz Annie. Przerabiałaś to w wakacje. Co z tego, że Mara skończyła już szkołę? Czy nie będziesz w stanie z nikim się zakumplować? Masz zamiar przejść te dwa lata rozmawiając tylko z profesorami? A może ze skrzatami? Annie, weź się w garść.
Tak, zdecydowanie muszę sobie kogoś znaleźć. Micky'ego? Wykluczone. Nie uśmiecha mi się przebywanie z tą bezmózgową, wkurzającą istotą dłużej niż to konieczne . Dlaczego los obdarzył mnie takim bratem?
True? Nie, mimo że jest siostrą Mary nie utrzymujemy ze sobą zbyt ciepłych kontaktów. Ach... Chyba zostaje mi tylko Mia.
Pierwszoroczna, kobieto? Naprawdę tylko na to cię stać?
Nie, to faktycznie odpada. Zaraz.... a Ap? Co prawda dość ostro się pokłóciliśmy, ale tylko on mnie rozumiał. Wspierał gdy byłam smutna i zabawiał w razie potrzeby. Czuliśmy się bardzo dobrze w swoim towarzystwie. A ja to wszystko zniszczyłam...
Nie nie możesz, iść i błagać go o to, by wszystko było jak dawniej. Nic już nie jest jak dawniej....
To wszystko jest takie skomplikowane.
Zerknęłam na budzik na szafce nocnej. Dochodziła szósta. Zostały jeszcze ze dwie godziny do śniadania. Nie mając co ze sobą zrobić, postanowiłam pójść do sowiarni. Lubiłam tam chodzić, nie dla listów tylko do sów. Te zwierzęta są niesamowite. Mądre, wyrozumiałe. Czasami z nimi było mi lepiej niż z niektórymi ludźmi.
* * *
Idąc, pomarudziłam trochę przy moim ulubionym tajnym przejściu, które ku mojemu zdziwieniu nie chciało się otworzyć, toteż gdy weszłam na szczyt wieży bez szyb w oknach, zorientowałam się, że nie jestem sama. Przed moją ulubioną Haroldą stała rudowłosa dziewczyna. Rose, Rose Weasley. I co teraz? Powiem jej: cześć przyszłam pobawić się z twoją sową? Co sobie o mnie pomyśli? Zdecydowanie nic pozytywnego.
Już miałam po cichutku się wycofać, gdy ta się odwróciła. Do mojej głowy dotarła informacja, że przydałoby się jakoś odezwać. Tylko jak? W głowie miałam pustkę i przeklinałam rodziców, że nie urodzili mnie z choć odrobiną talentu aktorskiego.
Boże, Annie. Czy to cię przerasta?
Ale to nie było tak. Po prostu miałam dość tego, że wszyscy uważają mnie za dziwaczkę. Nie chciałam, by moje słowa zniszczyły choć odrobinkę normalności, jaka wciąż we mnie jest, i o której chyba tylko ona zdawała sobie sprawę. A ja mam wyjechać z rozmowami z sowami, czy jakimś innym bezsensownym kłamstwem.
Wzięłam głęboki wdech.
- Hej, szukałam kogoś. Nie ma tu Mii?
O Merlinie, gorzej już nie mogłaś wymyślić, prawda?
Ale Rose, ku mojemu zdumieniu, zaśmiała się. Może z nią coś nie halo?
- Och, Annie. Nie musisz kłamać. Od dawna widziałam jak tu przychodzisz i zajmujesz się nimi. W sumie to cię naprawdę podziwiam. Mnie nawet Harolda czasami nie chce słuchać. Ale nie, nie widziałam twojej siostry.
Ona przyłapała mnie? A ja nic o tym nie wiedziałam? Staczasz się, kobieto.
- Nie sądziłam, że komuś to imponuje. Zawsze miłość do wszelakich stworzeń była czymś gorszym, każdy uważa je tylko za niepotrzebne przedmioty. Jednak ja, cóż, nie umiem się od tego tak po prostu odciąć.
- Śmieją się z tego tylko kompletni idioci. Mój wujek Charlie też kocha zwierzęta. Był ulubieńcem Hagrida. Obecnie tresuje smoki w Rumunii.
- Naprawdę? - zdziwiłam się. Rose nie traktuje mnie jak wariatkę. Chyba...
Chwilę później usłyszałam głośny trzask. Zerknęłam na dziewczynę, do której widocznie też to dotarło. Szybko podskoczyła w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, nie ustąpiły. Próbowała różdżką, również bezowocnie. Wtedy do mnie dotarło.
- IRYTEK! - krzyknęłyśmy niemal rónocześnie. A wtedy stało się coś niesamowitego. Zamiast rozpaczać nad więzieniem, które można było otworzyć jedynie z zewnątrz, śmiałyśmy się.
***
Jakie to dziwne, że chwile, które wydają się beznadziejne owocują w coś niesamowitego. Może to znaczy, że każde zło obraca się w dobro? Nie wiem. Jestem pewna jednego, że mimo tych dwóch godzin, które przesiedziałyśmy w sowiarni, zanim jeden Gryfon z czwartej klasy otworzył drzwi, zyskałam coś cennego. Więź. Może nie jest to wielka przyjaźń, może na ten dzień nie byłam w stanie opowiedzieć jej całego mojego życia, jednak wiedziałam, że dużo się między nami zmieniło. Dotychczas Rose była dla mnie koleżanką z klasy, teraz czułam, że jest dla mnie kimś. Osobą, której nie będę wahać się wyznać moich uczuć. Osobą z którą będę czuła się po prostu sobą. Tak jak z Marą...
Annie, nie dołuj się, dziewczyno
Nie wiedziałam co myśli o mnie Rose. Pewnie jestem dla niej kolejną z tuzinów kumpelek. Ale nie było to ważne. W uszach wciąż brzmią mi ostatnie słowa Krukonki.
- Nie jesteś taka, jak mówią. Jesteś naprawdę niezwykła, Annie. Lubię cię.
W końcu nie czułam się tak odosobniona. W końcu poczułam z kimś więź. Więź...
* * *
Po tej sytuacji w sowiarni, Rose ku mojemu zdziwieniu, ale zarazem ucieszeniu towarzyszyła mi przez cały ranek. Okazało się, że ona też była samotna. Nigdy bym tego nie zauważyła patrząc na nią z boku, bo zawsze otoczały ją wieńce dziewczyn i chłopaków.
- Często widujemy się w wakacje, bo w końcu jesteśmy rodziną. Przed Hogwartem byliśmy już naprawdę zżyci i więź ta trwała nieprzerwanie aż do teraz. Niestety w lipcu dość ostro się pokłóciliśmy. Poszło o jego kolegę, którego nie akceptowałam. Chodzi o to, że.... Zresztą nieważne. Nie będę zanudzać cię historiami mojej rodziny. Problem w tym, że bardzo mi go brakuje. Zawsze spędzaliśmy ze sobą czas. Mamy podobne poczucie humoru i kręcą nas te same rzeczy. A teraz... Tak bardzo polegałam na tej przyjaźni, że teraz nie mogę znaleźć sobie kogoś innego. Mam wielu znajomych, jednak to nie to samo. Z nikim nie łączą mnie takie więzy jak z nim. Byłam na skraju załamania a tu buum, pojawiasz się ty.
Jej stłumiony głos docierał do mnie z tłumu różnie wypowiadanych zaklęć. Tak się złożyło, że na ten przedmiot szłyśmy obie, więc rudowłosa postanowiła wykorzystać okazję i opowiedzieć mi to, czego jeszcze nie zdążyła. W czasie śniadania dowiedziałam się,( oprócz tego co sama zauważyłam, czyli że jest straszną gadułą), że lubi transmutację, obronę i quidditch, ale nie gra w zespole ze względu na kłótnię z kapitanem, ( wspomniałam, że często się kłóci?) że ma mnóstwo krewnych, którzy doprowadzają ją do szewskiej pasji, że chce być aurorem jak tata, i mnóstwa innych bzdetów, które ja wyznawałam gdzieś po dwóch latach bliskiej znajomości.
Ale Rose nie przebierała w słowach. Paplała wszystko co jej ślina na język przyniesie. W sumie to podobało mi się. Rzadko miałam ochotę wtrącać coś do jej monologu, więc cieszyłam się, że ona tego nie pragnie. Teraz jednak nie mogłam przestać na biernym słuchaniu.
- No właśnie, Rose. Powiedz mi, bo jeszcze tego nie zrozumiałam, dlaczego różnię się od twoich znajomych, z którymi jak to ujęłaś nie możesz znaleźć więzi?
Ta w odpowiedzi wybuchła ślicznym, słodkim śmiechem.
Merlinie, czemu ja tak nie umiem?
Cała sala, łącznie z profesorem Flitwickiem zerknęła w naszą stronę. Spłonęłam rumieńcem, a moja towarzyszka obdarzyła ich swoim rozbrajającym uśmiechem.
- Przepraszam, panie profesorze. Już będziemy cicho. - rzekła uroczym głosem.
Śliczny, słodki, uroczy... No tak, przecież rozmawiam z ideałem. Z Rose Weasley, córką sławnych Rona i Hermiony, którzy razem z Harrym Potterem w znacznym stopniu przyczynili się do upadku Voldemorta. Są nawet na kartach czekoladowych żab.
A wśród tego chaosu ja. Ja, maleńka, ja przy całym tym ogromnie...
Witaj. Znalazłam ten blog przez przypadek. Zanim przejdę do słodzenia, kilka błędów"
OdpowiedzUsuń"Tajemnicza cisza a potem rodzi się coś pięknego." - przed "a" stawiamy przecinek.
"wciąż we mnie jest i o której chyba tylko ona zdawała sobie sprawę." - po "jest" należy postawić przecinek.
"Nie jesteś taka jak mówią." - przed "jak" należy się przecinek.
Opowiadanie bardzo mi się spodobało, co jest równoznaczne z tym, że będę tu zaglądać dość często. Masz kolejną fankę kochana.
Pozdrawiam,
~Esther
Dziękuję bardzo za te błędy. Gdy się przepisuje niełatwo uniknąć drobnych literówek, a wiem jak bardzo to przeszkadza w czytaniu.
OdpowiedzUsuńCóż, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, jednak nie mogę dokładnie Ci powiedzieć, jak często rozdziały będą się pokazywać. Miejmy nadzieję, że już niedługo :D
Gdy weszłam na Twojego bloga, przeraziłam się długością pierwszego rozdziału. Jednak, kiedy zaczęłam czytać, można powiedzieć, że odpłynęłam. Później na chwilkę wróciłam do życia, a potem znów do Hogwart'u. Wtedy zorientowałam się, że za mną już 3/4 opowiadania! Byłam zaskoczona. Czytało się bardzo fajnie :)
OdpowiedzUsuńHmm, dziękuję bardzo.;) Co do rozdziału... jakoś tak sam się pisał. Zresztą miałam zrobić jeszcze dłuższy, ale trochę wycięłam ^^
UsuńCzekam na kolejny rozdział!:) i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńZ rozdziałem to nie wiem jak będzie, bo moja wena jest baardzo zmienna. Ale postaram się jak mogę najszybciej :D
UsuńA co do twojego bloga: ujrzawszy, pokochawszy, skomenciawszy. Naprawdę genialnie opisujesz uczucia. Zatrudnię Cię do pracy przy pisaniu Innej :D Co ty na to? ^^
Napisałaś, ze Charlie trenuje SŁONIE w Rumunii. Naprawdę zabawny błąd, ale jednak błąd Y.Y
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania. Po przeczytaniu prologu miałam mieszane uczucia. Bo pisało, ze potterowski, a tu bum, takie przemyślenia i nic, co mogłoby naprawdę wciągnąć. Ale po przeczytaniu tego rozdziału jestem naprawdę zadowolona. A jestem bardzo wymagającym człowiekiem. Ładnie układasz zdania, są rozwinięte i czytelne. A teraz w blogosferze o to trudno. Wiec mam nadzieje, ze szybko się nie zniechęcisz bo zapowiada się fajnie. Mnie kupiłaś i mam nadzieje, ze utrzymasz poziom.
I jeśli mogłabym prosić, zastanów się nad zmiana tła. Bo przy tym strasznie czyta się te maleńkie literki.
CO do mojego bloga. Naprawdę nie musisz tego wszystkiego czytać,a tym a tym bardziej komentować. Co do playlisty, to już mam taką jedną, która wchodzi dziennie po to, by jej słuchać. No i staram sie ją co jakiś czas aktualizować. Po opisie sądzę, że jesteśmy troszkę podobne. Tylko do mnie zazwyczaj nie powinno się podchodzić bez kija. Ale mam też dobre dni :D
Ahahaha,głupia ja :D Masz rację... Kurczę, jak mogłam tak napisać? :P Już poprawiaam^^.
OdpowiedzUsuńProlog... Hmm... Faktycznie, może budzić wątpliwości, ale moje opowiadanie, niczym główna bohaterka, jest inne od pozostałych. W każdym razie, z taką fabułą się nie spotkałam, ale csii.:D
Dzięki za miłe słowa, będę starać się nie opuścić bloga po kilku notkach, chociaż często już się tak zdarzało. Pożyjemy zobaczymy. :)
Co do tła to ciągle myślę nad zmianą, ale na nic nie mogę się zdecydować. Hmm... chyba pójdę do szabloniarni :D
Też mi się wydaje, że mamy dużo wspólnego. :D
Hueh, tyle ;D